sobota, 1 czerwca 2013

9. Wywalanie ze się złości, rozterek cielesno - sercowych i inne takie, czyli mam najprawdziwszą w świecie chandrę.

Dobra, teraz mam doła. Lekkiego. Z różnych powodów. Które w sumie sprowadzają się do jednego: mój <nie może się wyrazić> ojciec.
Ale nie o tym będzie, bo wypłakałam się już Sis w rękaw. No dobra, nie wypłakałam się, pozrzędziłam. Wypłakałam się pod prysznicem.

Ale.
Mam taka ogólną rozkminkę.
Jeśli chodzi o uczucia. Ostatnio bardzo łatwo się przywiązuje i wszędzie na około szukam ludzi, z którymi mogłabym wejść w związek. Ale taki na serio, w sensie - poważny. Bo nie interesują mnie przelotne romansiki.

Mam wrażenie, że są tego dwa powody. Cielesny i duchowy.

O cielesnym nie muszę pytać, bo chyba każdy wie co i jak.

Jeśli chodzi o duchowy, to sprawa jest bardziej skomplikowana. W sumie zaczęłam o tym myśleć dopiero jakoś tak w środę, jak przyjechała do mnie Sis, ale to na serio zdaje się ważne, bo dzisiaj, kiedy przeżyłam (i w sumie trochę nadal przeżywam, dlatego wyżywam się na biednej Hermenegildzie oo wpół do trzeciej w nocy) doła, bardzo potrzebowałam kogoś, komu ufam i do kogo mogę się przytulić i po prostu być. Kiedyś pobiegłabym z tym do Murisa, ale ostatnio nie mamy czasu dla siebie. No i przestałam się już jakiś czas temu łudzić, że spojrzy na mnie jako na kogoś więcej niż przyjaciółkę, co może mieć wpływ na to, ze zaczęłam sie inaczej zachowywać. Ale nie ważne. Teraz nie za bardzo mam do kogo iść.

Jest Sis. Wyżaliłam się jej, ale to nie to samo. Po prostu nie nadajemy na tych samych falach.
Mogłabym pójść do Cezara ale, pomijając fakt, że nie ma z nim kontaktu poza osobistym, jest dla mnie trochę jak takie uczące się dziecko, które, pomimo że ode mnie starsze, jest zadziwiane przez ten świat wszystkim.
Mogłabym iść do (nie)Słodkiej, ale jeszcze za słabo się znamy. I nie jestem przekonana, czy byłaby szczęśliwa, że lecę do niej się wyżalić.
Mogłabym iść do P. Na prawdę bym mogła. Ona by mnie wysłuchała. Ale to koniec. Naprawdę, doceniam ją i nawet jej rady, które są trochę jak kompas moralny dla mnie, ale w tym przypadku nie potrzebuję wsparcia moralnego, tylko to duchowe, które pchnie mnie do działania. I jestem w tym sama. A nawet Ktoś jest za daleko, mój skarb.
Naprawdę, chciałabym móc przyjść do kogoś i się przytulić, być całkiem zrozumianą. Szukam tego kogoś usilnie, może za bardzo, ale myślę, że potrzebuje po prostu stabilizacji. Kogoś, na kogo będę mogła liczyć i kogo będę mogła bez ograniczeń wspierać. Z kim będę dusza i ciałem.

Myślałam w ten sposób o Kimś, ale Ona powiedziała mi, że nie interesują ją związki w ogóle i to a'propos kogoś zupełnie innego. To trochę przykre - ze względu na Nią, nie na mnie.
Myślałam przez chwilę w ten sposób o Legolasie, ale jednak nie, nie ma w tym tego czegoś.

Myślę w ten sposób o (nie)Słodkiej. Bo tak. Bo nadajemy na tych samych falach, bo rozumiemy się pomimo różnic zdań, bo nie braknie nam tematów, bo śmieję się, gdy ją widzę, bo poprawia mi humor swoją obecnością, bo potrafimy mówić, przez totalny przypadek, dokładnie to samo w tej samej chwili i bo leżenie na kocu i patrzenie na słońce było zajebiste i chcę jeszcze raz. Ale chyba nie mam farta i nie jestem przekonana, że ona byłaby czymś takim zainteresowana. Czymś więcej niż przyjaźnią...

Ufff, wyprodukowałam się. Nadal nie chce mi sie spać, kurwa jego mać. To jest złe. Naprawdę złe, no.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz