poniedziałek, 8 lipca 2013

10. W sumie tak troszkę o niczym...

Strasznie dawno tu nie pisałam.
Niby wakacje są od tygodnia, a ja jestem tak zalatana, jakby to nadal był tylko weekend, który zaraz się skończy... Może dlatego tu nie piszę?

W ciągu ostatniego tygodnia dużo się działo.
Bycie u mnie (nie)Słodkiej od pt. po zakończeniu roku do następnego wt, w tym czasie noc filmowa z nią i J. oraz akcja "ratujmy koty" z Myślenic. To był długi tydzień i muszę przyznać, ze dość męczący, a to przeca wcale nie koniec.

Mam jeszcze tyla rzeczy do zrobienia - ogarnąć Potęcenie (bo kto inny niby to zrobi???), poprzypominać i doszlifować Studium w Herbacie (inaczej się zbłaźnię, a tego nie chcemy) i napisać ten głupi (nie, tak na serio go lubię, ale muszę się ogarnąć...) artykuł i wysłać go Żan, z którą ostatnio nie ma żadnego kontaktu, co jest jakąś masakrą...

Ech...

Chodziłam też ostatnio po mojej Great Library i doszłam do końca Mglistego Korytarza i znalazłam tam... dwie postacie. Co ciekawe, obie były męskie. Jeden to mały chłopczyk z dużymi, zdziwionymi oczkami, a drugi to nagi mężczyzna z długimi, ciemnymi włosami i czarnymi włosami. Kojarzy mi się z moim własnym, prywatnym Apollyonem. Obaj są skuci łańcuchami a grubymi ogniwami. Lecz tych ogniw nie jest wiele. Są jak granice. - Gdy przekroczy się jedną, za chwilę pękają pozostałe. Dlatego granice są ważne, jak ogniwa łańcuchów.
Ani dziecko, ani mężczyzna nie próbują zerwać łańcuchów. Ale w spojrzeniu tego mężczyzny było coś, co mówiło, że to tylko na razie. Że on jest cierpliwy, bardzo cierpliwy... jak wspomniany Apollyon. Nie przeraża mnie to aż tak bardzo, bo od zawsze się czegoś takiego spodziewałam - choć prędzej oczekiwałam tego na dachu, niż w korytarzu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz